Mam dzisiaj wolne, a więc zgodnie z obietnicą czas nadrobić zaległości. Dzisiejszy post będzie trochę przydługawy, ale mam nadzieję że uda mi się Was nie zanudzić:-).
Na koniec notki opisze swój lutowy numer jeden.
Dobra to lecimy.
1.Zacznę od prezentów.
Niedawno były walentynki, a kilka dni temu miałam imieniny- jak wspominałam wcześniej nie obchodzę ich, ale moi bliscy zrobili mi bardzo miły prezencik- cudowne kwiaty, coś słodkiego oraz coś kosmetycznego- mały zestaw kosmetyków The Sanctuary Spa Covent Garden, składający się z żelu pod prysznic (75ml), scrub'u do ciała (50 ml) oraz balsamu (75 ml). Wszystkie 3 produkty przepięknie pachną- i dla samego zapachu mam zamiar co jakiś czas ich używać, żeby za szybko nie wytracić:-).
![]() |
Zabraniam kopiowania. |
- Ekstrakt z korzenia imbiru - pobudza krążenie w skórze,
- Jojoba - lekki, naturalny emolient, który pomaga nawilżyć skórę,
- Witamina B5 - odżywia skórę.
Poza tym, sam skład nie jest aż tak cudowny, bo zawiera parafinę ciekłą, która na dłuższą metę dla skóry może być zbytnio zapychająca, ale mimo wszystko balsam daje uczucie nawilżenia, a zapach zostaje na długo:-).
Co urzekło mnie dodatkowo to opakowanie zestawu- cudowne wąskie pudełeczko, w soczystych barwach z motywem kwiatów i motyli- ponoć to opakowanie również spowodowało że dostałam taki prezencik a nie inny, ponieważ swojego czasu miałam ogromnego bzika na punkcie motyli.
2.Ciastka i walentynki.
Druga sprawa, to ciastka, nie było kiedy ale muszę się pochwalić- moja przygoda z kuchnią zaczęła się dopiero jakiś rok temu, lubię gotować i czasami eksperymentować. Jeśli chodzi o walentynki- raczej nie są dla mnie jakimś szczególnie szczególnym (;-)) dniem, ale mały podarunek w ramach tego święta sprawia przyjemność- i wszystkie to wiemy. Otrzymałam więc dwa malutkie pudełeczka, których zawartość była bardzo słodka i miła dla oka.
Druga sprawa, to ciastka, nie było kiedy ale muszę się pochwalić- moja przygoda z kuchnią zaczęła się dopiero jakiś rok temu, lubię gotować i czasami eksperymentować. Jeśli chodzi o walentynki- raczej nie są dla mnie jakimś szczególnie szczególnym (;-)) dniem, ale mały podarunek w ramach tego święta sprawia przyjemność- i wszystkie to wiemy. Otrzymałam więc dwa malutkie pudełeczka, których zawartość była bardzo słodka i miła dla oka.
![]() |
Zabraniam kopiowania. |
Ja stwierdziłam, że zrobię pierwszy raz w życiu ciasteczka:-). Mąka, jajko, cukier, śmietana, proszek do pieczenia, trochę inwencji twórczej (chodziłam cały ranek po sklepach w poszukiwaniu foremek do ciastek i nie znalazłam...) i serca i choć ciastka w kształcie są nieco zdeformowane;-) zostały pochłonięte po upieczeniu w ciągu jednego dnia:-) a samo ich upieczenie oraz radość mojego walentego były bardzo satysfakcjonujące:). Jednak cały proces tworzenia był trochę stresujący- wzięłam prosty przepis z internetu, ale ciasto mimo wszystko się kruszyło, nie chciało się zbić w jedną masę. W zapasie miałam śmietanę, jajek wrzuciłam więcej i jednak coś z tego wyszło;-).
Gdy wzięłam się za formowanie ciasteczek , otrzymałam informację, że luby będzie wcześniej więc musiałam zwiększyć obroty. Bałam się że z tego pośpiechu nic nie wyjdzie, ale na szczęście zapach unosił się w całym mieszkaniu co nie odbiegało od smaku upieczonych, ciepłych i kruchych ciasteczek:-).
A Wy macie jakieś swoje ulubione przepisy na ciastka? Jeśli tak, będę wdzięczna za podesłanie. Polubiłam ich tworzenie, ciastka włanoręcznie zrobione są zdecydowanie lepsze niż kupne.
Gdy wzięłam się za formowanie ciasteczek , otrzymałam informację, że luby będzie wcześniej więc musiałam zwiększyć obroty. Bałam się że z tego pośpiechu nic nie wyjdzie, ale na szczęście zapach unosił się w całym mieszkaniu co nie odbiegało od smaku upieczonych, ciepłych i kruchych ciasteczek:-).
A Wy macie jakieś swoje ulubione przepisy na ciastka? Jeśli tak, będę wdzięczna za podesłanie. Polubiłam ich tworzenie, ciastka włanoręcznie zrobione są zdecydowanie lepsze niż kupne.
3. Zakupy w TBS
Kolejne produkty, których używanie sprawia mi przyjemność to żele pod prysznic z The Body Shop.
Spędziłam w sklepie The Body Shop około 30 minut, wąchając wszystko co wpadło mi w ręce i nie mogłam się zdecydować co wybrać- docelowo miałam wyjść z szamponem oczyszczającym, ale żaden skład nie urzekł mnie tak jak nawilżającego ->recenzja.
Zdecydowałam się na dwa żele pod prysznic, ponieważ w parze kosztowały 6funtów- czekoladowy oraz shea. Dodatkowo dałam się namówić na kartę stałego klienta, która kosztowała mnie 5 funtów, ale w zamian za to dostałam rabat 20 % na tamte zakupy oraz w prezencie żel pod oczy. Karta niesie ze sobą inne korzyści, przy każdym zakupie 10% taniej a przy regularnych zakupach profity w postaci jednego prezentu, a na urodziny darmowy upominek:-).
Porównanie żeli pod prysznic:
Składy przyjazne dla skóry, ale jak dla mnie to pod względem nawilżenia i ogólnych odczuć wygrywa obecnie czekoladowy.
Powyżej umieściłam też zdjęcie skład żelu pod oczy z TBS- nie jest aż taki zły, ale wg mnie żel nie robi nic. Jedynie gdy włożę go do lodówki i użyję rano znika efekt zaspanych oczu:-), jednak nie zawsze pamiętam o wyjęciu, więc używam go sporadycznie.
W zapasie mam jeszcze dwie recenzje, ale one są tak wspaniałe że umieszczę je w zupełnie nowym poście;-).
Mam nadzieję, że nie zanudziłam;-) tymczasem idę zrobić sobie własne SPA i czerpać przyjemność z wolnego dnia i nadrabiać pozostałe zaległości;-).
Pozdrawiam Was ciepło!